Thursday, September 17, 2009

rainy day

dziś wybraliśmy się na wycieczkę do ambasady polskiej. przypomina trochę domek hobbita, tylko jest dużo mniejsza ;) zdjęcia nie zrobiłam, bo Luke mnie zbeształ, że takim placówkom zdjęć się nie robi. dyplomata jeden.
w końcu kupiliśmy sobie słowackie sim karty i od dziś będę chodzić z dwoma telefonami, czego tak nie lubię...
potem pospacerowaliśmy po Bratysławie i parę zdjęć zrobiłam. na przykład na Primaciálnym námestiu, gdzie jest strefa WiFi:na Hlavným námestiu była wystawa organizacji przypominającej naszych zuchów, w bardzo ciekawych formach (na zdj. Luke):potem odwiedziliśmy Instytut Polski i informację turystyczną w celu nabrania darmowych ulotek, które będą ozdabiać nasze drzwi :) szczerze mówiąc, Instytut Polski wygląda biednie i nie spotkaliśmy tam żywej duszy.

to sympatyczne stworzonko spotkaliśmy za jedną z bram ulicy Michalskiej. obok jest galeria i herbaciarnia oraz sklep z dziełami sztuki i antykami. klimacik jest :)
spacer po mieście tradycyjnie zakończyliśmy wizytą w TESCO.
niestety, po powrocie okazało się, że Luke nie może znaleźć preukazu... mam nadzieję, że go znajdzie, choć on już chyba wszelką nadzieję porzucił...

odkryłam, że mam kilka nowych siniaków (w końcu dzień bez siniaków to dzień stracony) i po dłuższym doszłam do wniosku, że wiem skąd się wzięły. od pieprzonej walizki :/

no i last-but-not-least: znalazłam bratysławską drapaczkę! :D od dziś nazywa się Gruber ;) zdjęcie wkrótce.

No comments:

Post a Comment