Wednesday, September 16, 2009

burreaucracy rules

dziś stanęło przed nami nie lada wyzwanie: zakwaterować się w akademiku.
wstałam ok. 8 rano, by dowiedzieć się, że w łazience nie ma wody. to jest, woda była, ale tylko ciepła i leciała (czy raczej sączyła się) skąpym strumyczkiem. w toalecie wody brak.
potem stojąc w kolejce dowiedzieliśmy się, że nastąpiła awaria i wody nie ma w całym akademiku.
ale teraz więcej o kolejkach.
najpierw musieliśmy stać w kolejce, żeby dostać umowę, którą mieliśmy wypełnić i karteczkę z kwotą, jaką mieliśmy zapłacić za pobyt. potem musieliśmy stać w kolejce, żeby oddać umowę i pokazać kwitek, i w końcu dostać preukaz (bardzo ważna rzecz, którą trzeba pokazać zaraz przy wejściu do akademika, po polsku karta mieszkańca). z pozoru prosta rzecz. ale gdzieee tam.
wszystkich studentów zagranicznych kwaterowała tylko jedna osoba, w dodatku taka, która szanuje swoją pracę i stara się zrobić jak najmniej w jak najdłuższym czasie. co chwilę pan ten wychodził, bo musiał załatwić coś gdzie indziej. w końcu gdy wyrabiał mi preukaz, ja mówiłam do niego po słowacku, on do mnie po polsku...
w kolejce poznaliśmy Słoweńca, który studiuje polski i słowacki :)
po jakichś czterech godzinach już jako szczęśliwi posiadacze preukazów pojechaliśmy we trójkę załatwiać sprawy na wydziale.
pomijając fakt, że pani koordynatorka przesiaduje w pomieszczeniu, które bardzo trudno znaleźć, było nieźle. weszliśmy tam razem z trzema Polkami, które studiują polonistykę.
dostaliśmy legitymacje studenckie (na Słowacji ich funkcję pełni ISIC), rozmaite formularze i indeksy. koordynatorka dużo mówiła o różnych rzeczach, także o jedzeniu, co sprawiło, że zgłodnieliśmy.
poszliśmy więc na obiad i na zakupy do TESCO :] zakupiliśmy kubki, patelnie i jedzonko.
ostatnim punktem dnia był zakup biletu na trzy miesiące.
teraz możemy się wozić komunikacją miejską bez ograniczeń ;]

No comments:

Post a Comment